Co to znaczy biblioterapia

Kiedy mówimy o social mediach, to pada termin netoholizm. Zupełnie odwrotnie jest z książkami. Co znaczy biblioterapia i jak ją stosować?

Image by freepik
Image by tirachardz on Freepik

Uzależnienia od mediów i terapie medialne

Psychologowie ostrzegają: od mediów można się uzależnić. Nadmierne korzystanie z telewizji i internetu prowadzi do poważnych zaburzeń w psychice człowieka. Wpływa destrukcyjnie na jego kontakty z otoczeniem. Istnieją nawet specjalne poradnie, w których pomaga się osobom z medialnymi problemami. O dziwo, nie spotyka się jednak uzależnionych od radia i książek. Ba, co więcej: czytanie i słuchanie audycji jest uznawane za jedną z form terapii.

Wszystko, co w nadmiarze szkodzi. Oby została zachowana właściwa miara we wszystkim. Hołdowanie tej prostej zasadzie może nas uchronić przed każdą formą uzależnienia. Otaczająca nas rzeczywistość staje się nie do zniesienia. Przerastają nas problemy zdrowotne, kryzysy rodzinne, niepowodzenia szkolne i zawodowe – słowem: dzień jak co dzień. W rozmaite -izmy wpadamy wówczas, gdy zamiast zmierzyć się z problemami, poszukujemy ucieczki. Najczęściej jest to alkohol. Przyjemnie się napić w barze, spotkać ludzi z podobnymi kłopotami, wyżalić, powygłupiać i jak to się mówi wyluzować.

Kiedy przyjemność zamienia się w chorobę

Tak, wszystko jest dla ludzi, byle nie za często i byle nie traktować drinka czy wieczornego piwa jako recepty na rzeczywistość. Często sobie wmawiamy: przecież to niczym nie grozi, przecież się nie upijam?! Przeraziła mnie jednak informacja, że w Niemczech ponad połowa alkoholików jest uzależniona tylko od piwa. To, co pcha nas w rozmaite uzależnienia – nawet kiedy mamy odpowiednią wiedzę na ich temat – to poczucie przyjemności. Może dlatego, że wyraźnie kontrastuje z twardymi regułami życia. W pewnym momencie może się okazać, że nie wyobrażamy sobie życia bez rozmaitych wspomagaczy. Potrzebujemy ich coraz więcej i już nie dla przyjemności, ale po to, by normalnie funkcjonować. Wówczas to przyjemność zamienia się w chorobę. Alkoholizm i narkomania – tego typu uzależnienia są nam dobrze znane, chociażby ze szkolnych pogadanek. Także z literatury fachowej, z mediów, z opowieści bliskich nam osób które miały do czynienia z podobnym problemem. Doskonale wiemy, jakie to zło.

Zachować zdrowy umiar w przypadku mediów elektronicznych. Oglądać jeden program telewizyjny naraz. Korzystając z internetowych czatów pamiętać o życiu off-line, o tym, kim się jest w realu.

Syndromy uzależnień od internetu

W każdej formie przyjemności drzemie jakiś potencjalny nałóg. A współcześnie mamy do dyspozycji tyle rozrywek jak nigdy wcześniej. I niestety, tyleż samo zagrożeń uzależnieniami. Seksoholizm, zakupoholizm, uzależnienie od hazardu – to tylko niektóre z tych bardziej współczesnych. Coraz częściej na liście zagrożeń znajdują się także media. W literaturze możemy spotkać się z syndromem IDA (ang. Internet Addiction Disorder). Polega na wewnętrznym przymusie bycia w sieci. Dla takich osób internet staje się czymś koniecznym do życia. Także do funkcjonowania w społeczeństwie do tego stopnia, ze wielu jego użytkowników staje się internetoholikami (lub w skrócie: netoholikami).

Spotykamy również termin syndromu technohipnozy, polegającej na wpadaniu w trans w trakcie gry komputerowej. Także syndrom ASC (ang. Alcohol Stupor Condition) powodowany intensywnym korzystaniem z komputera, prowadzący do stanów świadomości podobnych fizjologicznie i psychologicznie do upojenia alkoholowego lub narkotycznego. Więcej informacji m.in. na stronie NetAddiction, jednej z najstarszych, założonych w 1995 roku organizacji zajmującej się tą problematyką – The Center for Internet Addiction.

Messengery i czatowanie

Wielu z nas może ciągle podchodzić do problemu z przymrużeniem oka: co? Internet – jak to możliwe, żeby od niego się uzależnić? Myślałby kto, że większość internautów serfuje po stronach www, rzetelnie szuka informacji na dany temat albo sprawdza pocztę. Jeśli nie jest to ściąganie muzyki i filmów, to podstawowym zajęciem internauty jest wysyłanie wiadomości. Tutaj jednak jesteśmy znani z imienia i nazwiska.

Gorzej jest z czatowaniem. Wybieram sobie login, wchodzę na odpowiednią stronę i rozmawiam. Mogę być każdym, dowolnie konstruować swoją tożsamość, mogę przedstawić się jako Piotrek 27 lat z Warszawy, ale także jako Kasia z Poznania, uczennica szóstej klasy szkoły podstawowej. Mogę stać się każdym i to kiedy chce. Czyż to nie przyjemne? Ile razy mieliśmy dosyć siebie przed lustrem, a internet to taka wspaniała forma ucieczki. Tam mogę stać się swoją wyidealizowaną, lepszą wersją samego siebie. Świat wirtualny staje się doskonalszą wersją naszej codziennej rzeczywistości. Nic dziwnego, że z czasem możemy poczuć wewnętrzny przymus bycia w sieci.

Internet – śmietnik informacyjny świata

Tam też, niestety, możemy paść łatwym łupem rozmaitych patologicznych i toksycznych grup kulturowych, parareligijnych, pseudoterapeutycznych, krypto- i jawnie satanistycznych, szerzących ideologię destrukcji, agresji i nihilizmu. Internet to niestety śmietnik informacyjny świata. Nie ma tam cenzury, redaktorów i recenzentów, autorytetów. Nikt nam nie powie, co dobre a co złe. Łatwo w nim się zagubić. Im więcej nas w sieci ze względu na możliwą autokreację siebie i kuszące obietnice prostego życia ze strony rozmaitych grup o charakterze sekciarskim, tym bardziej oddalamy się od rzeczywistej rzeczywistości. Jeszcze bardziej niebezpieczną formą ucieczki od realu jest cyberseks – oglądanie stron pornograficznych, często wspólny onanizm użytkowników czatów erotycznych. Tym bardziej warto zastanowić się nad tematem, co to znaczy biblioterapia?

Telepraca i cocooning
Telepraca tylko z pozoru wydaje się wygodna. Zamyka nas jak w kokonie w internetowym świecie.

Telepraca i cocooning

Nawet tak popularyzowana dzisiaj forma aktywności zawodowej, jak telepraca może stanowić poważne zagrożenie. Czy już na zawsze zostaniemy zamknięci w czterech ścianach naszego pokoju, podłączeni do całego świata, ale tak naprawdę wyalienowani, pozbawieni kontaktów z ludźmi, codziennych dojazdów do pracy? Nie trzeba być psychologiem i socjologiem, żeby zdawać sobie sprawę z sieciowych zagrożeń. Równie łatwo o diagnozę. Nie powierzajmy całego naszego życia sieci. Wyjdźmy na ulice, przejedźmy się do biblioteki. Nie pracujmy w domu, ale w biurze, lub chociaż w odpowiednio do tego przygotowanym pomieszczeniu.

Człowiek powinien codziennie wstawać i mieć coś do zrobienia, najlepiej, jeśli wiąże się to z koniecznością co najmniej krótkiej przechadzki. Stanisław Mrożek opowiadał kiedyś swoim przyjaciołom, że do pracy ma blisko, kilkaset metrów. Tam była jego pracownia, tam pisał swoje książki. Nawet jeśli telepraca zamknie nas w kokonie naszego mieszkania (ang. cocooning – tak określa się to zjawisko, którego przejawem jest nie tylko praca w domu, ale także coraz bardziej popularne kino domowe zamiast tradycyjnego), to zróbmy wszystko, żeby chociaż stworzyć pozory konieczności dojazdy czy dojścia do miejsca pracy. Nie traćmy rzeczywistości. Wówczas może nie będzie trzeba dociekać, co to znaczy biblioterapia.

Binge-watching, co znaczy biblioterapia dla serialożerców?

A co z telewizją? Na Netflixie i innych serwisach streamingowych mówimy o binge-watchingu, żarłocznym pochłanianiu serialu. W tradycyjnej telewizji o zjawisku zappingu, czyli wędrówki po kanałach. Im mamy ich więcej, tym trudniej nam się zdecydować na konkretny kanał, tym bardziej nam żal nie oglądać pozostałych 899, kiedy wybraliśmy w końcu ten jeden. Tak więc skaczemy po rozmaitych stacjach. Ba, jesteśmy nawet w stanie jednocześnie kontrolować fabułę filmu, perypetie serialowych bohaterów i ulubiony talk-show jednocześnie. Zwykle przełączamy w momentach, w których niewiele się dzieje, akcja się dopiero rozkręca. Problem z telewizją polega na tym, że jest darmowa. Niby należy opłacić miesięczny abonament operatorowi kablówki i oczywiście posiadać telewizor, ale potem to już hulaj dusza. Czy będziemy oglądać 24 godziny na dobę, czy w ogóle nie będziemy spoglądać w stronę telewizora przez tydzień, i tak kosztuje to tyle samo.

NetAddiction
Jedna z pierwszych organizacji na świecie zajmująca się uzależnieniami od sieci.

Telewizja jest gorsza od alkoholu

To tak jakbyśmy wpadli do supermarketu i brali wszystko, co się da ze świadomością, że i tak co miesiąc kosztuje to nas 50 zł. Telewizja jest gorsza od alkoholu – stwierdził w jednym z felietonów Umberto Eco (1932-2016), włoski semiotyk i medioznawca. Ten przecież kosztuje, co stanowi pewien hamulec przed nadmiernym jego spożywaniem. Poza tym alkohol prowadzi do konsekwencji fizjologicznych. Konsumpcja telewizyjna ma charakter duchowy. Stąd łatwo ją przedawkować i trudniej o samokontrolę. Znów możemy zapytać o źródło telewizyjnej przyjemności? Tkwi – jak wielu podkreśla – w sposobie, w jaki wyzwala nas z naszego umysłu. Ogłupia – wstrzykuje nam nie nasze myśli, przenosi w świat fikcji, istniejący gdzieś tam i widziany okiem kamery. Nie nasz świat, świat nam śniony, przywidziany – jak opisuje to zajmujący się audiowizualnością w kulturze Wojciech Chyła.

Wszystko, co w nadmiarze szkodzi. Oby została zachowana właściwa miara we wszystkim. Hołdowanie tej prostej zasadzie może nas uchronić przed każdą formą uzależnienia.

Co znaczy biblioterapia dla uzależnionych od sieci?

O dziwo, książki nie prowadzą do uzależnień. Nadużywających czytania określa się szlachetnym mianem bibliofilów. A przecież one także oferują zapomnienie od codziennego świata. Tyle że wymagają od nas wysiłku intelektualnego w znacznie większym stopniu niż w przypadku telewizji, pobudzają wyobraźnię, bo to my sami musimy nakreślić sylwetki bohaterów, ich ubiór, pomieszczenia, w jakich się znajdują. Podobnie jest z radiem. Powieść radiowa wymaga od nas pewnego wysiłku. Aktorzy budują nastrój intonacją głosu, do tego dochodzi jeszcze muzyka. Reszta zależy od nas. Coraz częściej proponuje się czytanie książek zamiast telewizji i internetu. To uspakaja przed natarczywimi dźwiękami i obrazami, pomaga rozwiązywać życiowe problemy.

Polskie Towarzystwo Biblioterapeutyczne
Polskie Towarzystwo Biblioterapeutyczne działa w naszym kraju i kształci praktyków od 1997 roku.

Życie off-line, czyli co znaczy biblioterapia dla nas

Zachować zdrowy umiar w przypadku mediów elektronicznych. Oglądać jeden program telewizyjny naraz. Korzystając z internetowych czatów pamiętać o życiu off-line, o tym, kim się jest w realu. Kiedy to tylko możliwe korzystać z tych środków przekazu, które z natury bardziej sprzyjają rozwojowi naszej wyobraźni, tj. radio i książka. Medialna przyjemność nie powinna zwalniać nas z myślenia i samokontroli. Jeśli tak się dzieje, to pora wyłączyć komputer i telewizor.