Co to znaczy kultura słowa? Środowisko słowa przegrywa z dominującą sferą obrazu – alarmują badacze. Czy jednak naprawdę?
Logosfera jest zagrożona – alarmują poloniści, kulturoznawcy, a nawet teologowie. Środowisko słowa przegrywa z dominującą współcześnie sferą obrazu. Na ulicy mijamy dziesiątki billboardów, a w naszym domu telewizja gra na okrągło. Niewiele czasu poświęcamy na czytanie i słuchanie radia – a co gorsza, na słuchanie siebie nawzajem. A może jednak czeka nas powrót do praktyk audialnych i werbalnych. Kiedy to nastąpi i czy taki renesans słowa w ogóle jest możliwy?
Image by FreepikSłyszalne i widzialne
Po dwóch tysiącach lat dominacji wzroku w kulturze, którą określamy przede wszystkim jako wizualną, pożądana i potrzebna jest autonomia słuchu, a nawet nadanie mu uprzywilejowanej pozycji. Człowiek słyszący jest lepszym człowiekiem, zdolny wdać się w coś innego, owo coś szanować, zamiast nad nim jedynie panować. Na przetrwanie ludzkiego gatunku oraz naszej planety można mieć nadzieję tylko wtedy, gdy nasza kultura przyjmie słyszenie jako zasadniczy wzór.
Dawna bowiem dominacja widzenia prowadzi nas wprost ku katastrofie – przestrzega Wolfgang Welsch (1946-), niemiecki filozof i historyk sztuki. Jego zdaniem etap kulturowego okocentryzmu (dominacji widzialności) zaczyna się u schyłku epoki Homera. To Platon i jego rozważania o ideach odmieniły greckie postrzeganie rzeczywistości – postrzeganie, zamiast posłyszenia. Zresztą sam termin idea niesie ze sobą konotacje wizualne i jest uznawany za źródłosłów takich współczesnych pojęć jak wideo czy telewizja.
Na przetrwanie ludzkiego gatunku oraz naszej planety można mieć nadzieję tylko wtedy, gdy nasza kultura przyjmie słyszenie jako zasadniczy wzór.
Wolfgang Welsch
Alfabet wizualny
Po Platonie wzmocnienie kulturowej widzialności przypieczętowali Arystoteles i chrześcijaństwo, które w Chrystusie dostrzegło “obraz niewidzialnego Boga” (Kol 1, 15), “kusząc” wiernych życiem wiecznym określanym jako visio beatifica – błogosławione widzenie Najwyższego. Po starożytności mieliśmy z kolei epokę “ciemnego” średniowiecza, bogatego w katedry i dzieła sztuki – zdaniem Umberto Eco (1932-2016), włoskiego semiotyka, odpowiedniki naszych plakatów, audycji telewizyjnych i billboardów.
W XVIII w. w kulturze rozpoczyna się era Oświecenia. Obie te epoki już w samej nazwie bądź krytycznym ich określaniu zawierają pierwiastek widzialności. Wielu ze współczesnych obrońców słowa głoszą jego kryzys przejawiający się spadkiem czytelnictwa książek i czasopism, ikonizacją tychże (wydawnictwa albumowe, komiksy), gwałtownym rozwojem technik audiowizualnych. Nie dostrzegają niekiedy faktu, że pisana i drukowana literatura opiera się na wizualnym alfabecie – dopowiada Eco. Szukając odpowiedzi na pytanie, co to znaczy kultura słowa, dochodzimy zatem do pewnego pojednania ze środowiskiem obrazu.
Co to znaczy kultura słowa? Radio i telewizja
Marshall McLuhan (1911-1980), kanadyjski medioznawca, uznał pismo i druk za wybitnie wizualne środki przekazu, silnie oddziaływające, “podgrzewające” zmysł wzroku. Dopiero dzisiaj, w czasach wtórnej oralności – jak określa to Walter Ong (1912-2003), historyk religii, możemy mówić o nowej kulturze słowa, słowa żywego, dającego się słyszeć, a nie widzieć jak litery alfabetu. Dopiero dzisiaj możliwy jest w pełni powrót do radosnych czasów głosicieli Ewangelii, starogreckich wykładowców Akademii i rzymskich oratorów. Radio, telewizja i multimedia ożywiły w naszej kulturze zmysł słuchu. Wbrew zatem temu, jak zwykliśmy je niekiedy określać jako audiowizualnych wrogów logosfery. Uczyniły z obrazu ważne narzędzie przekazu, ale jednocześnie pełniej zintegrowały się ze środowiskiem słowa, czyniąc je nieodzownym elementem kultury, zjednoczonej w różnych, dotąd rozdzielonych sferach.
Słowo i audiowizualność
Dlaczego nie ma i nie będzie kryzysu słowa? Po pierwsze dlatego, że sama natura audiowizji przeczy temu zjawisku. Audiowizualność definiuje się przez równouprawnienie i wzajemne dopełnianie się sfer audialnych i wizualnych. Maryla Hopfinger (1942-), medioznawczyni, pisze o nowym, dynamicznym modelu kulturowym, w którym słowo jest “dźwięczące i dynamiczne”, a obraz “ruchomy”. Stosunki między dźwięczącym słowem a ruchomym obrazem wewnątrz przedmiotów audiowizualnych polegają na wzajemnym dopełnianiu się oraz wzmacnianiu znaczeń. Zarówno słowo, jak i obraz pełnią zarazem funkcje znaczeniowe i funkcje przedstawiające – uważa Hopfinger.
Słowo ma prawo wyglądać
Dotąd zwykle dokonywano ostrego podziału – słowo ma tylko coś znaczyć, a obraz przedstawiać. Dziś te role – jak w małżeństwie partnerskim, w którym mąż pracuje, a żona gotuje, ulegają przemieszaniu. Słowo ma prawo “wyglądać”, być atrakcyjne krojem czcionki i przedmiotem zabiegów plastycznych niczym obraz. Ikony z kolei mogą nieść znaczenie jak loga firm czy znaki drogowe. Mechanizm audiowizji nadaje obu tym sferom żywotności, czyniąc przekaz werbalno-audialny i wizualny bliższy komunikacji międzyludzkiej. Dziś, dzięki mediom audiowizualnym, odkrywamy także, ze sami jesteśmy istotami audiowizualnymi, obrazami w ruchu i dźwięczącymi słowami.
Najwięcej książek w historii
Kolejny argument przeciwko mitom o upadku kultury słowa – tym razem drukowanego i pisanego, odnajdujemy w rozwoju multimediów. A nawet – jak zauważa Eco – rozsądnie oceniając współczesny rozwój kultury księgarskiej. To prawda skądinąd, że telewizja zubożyła nasze czytelnictwo, ale nie możemy nie dostrzegać faktu, że żyjemy w okresie historycznym, w którym produkuje się i sprzedaje więcej książek niż w jakimkolwiek innym wieku, także uwzględniając proporcję liczby drukowanych książek do zaludnienia ziemi.
Gwałtowny rozwój prasy drukowanej również przeczy dewaluacji słowa. Co prawda w znacznej mierze jest to prasa ikoniczna – kolorowe czasopisma dla pań czy coraz to nowsze tabloidy, konstruowane wedle zasady “minimum słów, maksimum obrazu”. Nie możemy jednak nie dostrzegać bogactwa werbalności, które na nowo przynosi nam Internet i jego hipertekstualna, ułatwiająca nawigację od przypisu do przypisu struktura. Taką książkę czyta się wgłąb, a nie od deski do deski, wędrując po wybranej siebie ścieżce fabularnej czy samodzielnie projektowaną trajektorią myśli.
Człowiek, niegdyś spragniony “nowinek”, dziś nie jest w stanie skonsumować ich strumienia.
Mieczysław Kłopotek
Rewanż Gutenberga
Stąd też coraz więcej autorów wypowiada się krytycznie o tzw. kryzysie książki. Derrick de Kerckhove (1944-), medioznawca, mówi o “rewanżu Gutenberga”. To, co najwyżej kryzys tradycyjnego sposobu mówienia o książce jako przedmiocie branym do ręki przed zaśnięciem. Nawet o to nie ma raczej obawy. Mimo prognoz o śmierci papierowego nośnika dla słowa pisanego i upowszechniania się e-booków z różnych powodów tradycyjne formy pozostaną. Ze względów ekonomicznych – problem zarobku na książkach internetowych, praw i honorariów autorskich dla ich twórców, technologicznych – powolne wczytywanie plików i uciążliwość komputerowej lektury dla wzroku i funkcjonalnych – książka drukowana jest przenośnym medium, wszędzie dostępnym, niewymagającym specjalnej technologii do odbioru.
Logosfera
Ze słowem nie jest tak źle, ale owa dyskusja o zagrożeniach ma pewne źródło. To nadmiar informacji, który trawi nasze społeczeństwo i kulturę. Człowiek codziennie jest konfrontowany z taką ilością informacji, którą otrzymywał jego przodek przed 300 laty w ciągu całego swego życia. Człowiek, niegdyś spragniony “nowinek”, dziś nie jest w stanie skonsumować ich strumienia. Stąd nagląca stała się potrzeba selekcji informacji dla potrzeb poszczególnych ludzi – zauważa Mieczysław Kłopotek, informatyk zajmujący się doskonaleniem wyszukiwarek internetowych. Nadmiar informacji objawia się przede wszystkim wielością słów. To pierwsze przejaw dewaluacji logosfery – jak określa to bp Adam Lepa (1939-2022), notabene twórca pojęcia (gr. logos – słowo). Inne są związane z aspektem moralnym – wulgaryzacją języka w przestrzeni prywatnej i publicznej. Jak też z mówieniem nieprawdy – dawaniem słowa na potwierdzenie kłamstwa, przed czym przestrzegał już żydowski dekalog.
Szanować słowo
Słowo zepchnięte do rozmiarów esemesa, słowo-impuls czy sygnał jak w telewizyjnym sloganie reklamowym próbuje się jednak bronić. Bronią go również sami uczestnicy audiowizualnej, “obrazo-słownej” kultury. Wyłączają odbiorniki telewizyjne, oddając się cichej medytacji, rozmyślaniom podczas spaceru czy lektury. Bronią go chwytający po tomiki poezji, wierszopisarze próbujący lapidarnego streszczenia niewyrażalnej rzeczywistości. Wreszcie zaczynamy szanować słowo, nie rozpisując kilkustronicowych rozpraw, elaboratów i komentarzy, kiedy wystarczy kilkuset znakowy komentarz. Nie dlatego, że nikt nie ma czasu i ochoty na czytanie podobnych wypracowań. Potrzebujemy jasnych i zwięzłych wskazówek, słów-przewodników w świecie zaśmieconym danymi, wykresami, ikonami, opiniami, newsami i debatami o newsach. Może to jeden z powodów, dla których zastanawiamy się, co to znaczy kultura słowa?
Nauka słuchania i mówienia jest tak samo ważna, jak czytanie, pisanie czy liczenie.
Pamela Cooper
Nauka słuchania i mówienia
Droga ku nowej kulturze słuchania wiedzie przez kształcenie. Kolejni ministrowie szkolnictwa opóźniają jednak termin wprowadzenia obowiązkowej edukacji medialnej i czytelniczej, która uchodzi już za normę w krajach europejskich czy w Ameryce Północnej. W Polsce funkcjonowała kiedyś jako międzyprzedmiotowa ścieżka do wyboru. A przecież nauka słuchania i mówienia jest tak samo ważna, jak czytanie, pisanie czy liczenie – przekonuje Pamela Cooper, amerykańska nauczycielka, autorka scenariuszy lekcyjnych poświęconych sztuce komunikacji. Współczesne słowo – i związana z nim odmiana słuchania – płynie do nas przede wszystkim z mediów. Jak to się jednak dzieje, że tak wielu z nas ciągle nie rozumie języka wiadomości czy też komentarzy publicystycznych, nie odróżniając faktów od opinii i ideologii.
Analfabetyzm funkcjonalny
Obcowania ze słowem trzeba się uczyć zatem na nowo. Rzecz dotyczy również świata dorosłych, którzy szkolne mury mają dawno za sobą. To ich w największym stopniu dotyka analfabetyzm funkcjonalny – nieumiejętność korzystania z informacji. Nie tylko medialnej, ale także związanej z techniką domową czy podstawowymi obowiązkami obywatela, od wypełniania urzędowych druków po instrukcje obsługi urządzeń. Nieumiejętność porozumienia się to także podstawowa przyczyna codziennych rodzinnych kłótni, sąsiedzkich waśni, nie wspominając o polityce.
Homo audiens
Kultura słuchania zaczyna się zawsze od ciszy. Tam, gdzie rozum zamyka oczy, rodzi się myślenie. Rozum powinien też zamykać, co jakiś czas uszy, żeby nie tylko słyszeć docierające do nas dźwięki i mowę. Często przybierają postać sonicznego smogu i kakofonii radia, które nadaje dziesiątki hitów jedno po drugim – ale także, by rozpoznawać w nich ukryte sensy (gr. logos jest także tłumaczone jako sens). Zanim zatem dokonamy instytucjonalnych reform edukacji, prostym ruchem ręki wyłączmy telewizor, oddając się temu, co mówi w naszym umyśle. Homo audiens jest uzdrowieniem, drogą i przyszłością kultury, religii, polityki i zwyczajnej codzienności. Mamy zatem pewną jasność w odpowiedzi na kwestię, co to znaczy kultura słowa?