Umysł własny musi w nauce pozostawać najwyższym autorytetem. Niemal każde rozumienie jest wynikiem bolesnej walki, w której przeplata się wiara z niewiarą (Leopold Infeld).
Leopold Infeld (1898-1968), polski fizyk, wieloletni współpracownik Alberta Einsteina o samodzielnym myśleniu.
Leopold Infeld (1938), Wilkipedia, Domena publicznaTo zdanie towarzyszy mi od studiów doktoranckich, ponieważ nadal pracuję na uczelni jako samodzielny pracownik naukowy, często do niego wracam. Bo z tym autorytetem umysłu jest na opak. Mody teoretyczne, rywalizacja na punkty, zabieganie o cytowalność i zdobywanie grantów – w konsekwencji dla umysłu brakuje już miejsca. Do tego zebrania uczelniane – każde o statusie head, kontrole komisji państwowych – głównie pisanie wielostronicowych raportów, presja tzw. otoczenia społeczno-gospodarczego, bo przecież trzeba wykazać oddziaływanie. No tak, jeszcze dydaktyka, enklawa samodzielnego myślenia, choć wymagająca czasu na sumienne przygotowanie. W rezultacie prawie nie rozmawiamy o nauce ze sobą, raczej o tym, gdzie dorobić do pensji.
Leopold Infeld zauważył, że będzie to bolesna walka wiary z niewiarą. Może gdyby nauka bardziej przypominała wysiłki ascetycznego mnicha, a nie popularnej w mediach aktorki, byłoby inaczej. Mnich w ciszy studiuje i bada, ma czas do namysłu, bije się z myślami, w końcu po latach pisze traktat. Lub też mnich pracujący zespołowo w klasztorze nad recepturą piwa. Po trzystu latach nadal zachwyca smakiem, a traktat wydaje się taki współczesny. Aktorka biegnie z serialu do teatru, jutro rano ma umówiony wywiad, potem nagrywa reklamę soku, po południu idzie na event. Gra i występuję, bo to jej zawód. Najbardziej boi się starości, bo nikt jej nie zaangażuje do roli. Dlatego w nauce wolę być mnichem niż aktorką. I trzymać się obolałego, ale ciągle własnego umysłu.